Uwielbiam góry.
W dzieciństwie spędzałam tam rok w rok tydzień, dwa…
Rodzice zawsze planowali urlopy, aby albo latem lub zimą,
a czasami jesienią spędzić tam trochę czasu.
Szlaki, wędrówki, zwiedzanie, zawsze w ruchu i było co robić.
Ostatni raz byłam w górach z mężem, będąc w ciąży z córką.
14 lat temu. Zimą.
To była szalona wyprawa we dwoje pod Zakopane.
Murzasichle.
Tęskniłam jednak za górami latem.
Rok temu postanowiliśmy, że dość!
Kasia zna góry- jeździła 3 lata z rzędu na obóz zimowy. Syn nie chciał.
Postanowiliśmy, że jedziemy razem CAŁĄ RODZINĄ.
No tak… PSY.
Dwa owczarki niemieckie- to część naszej rodziny.
Albo z nimi albo wcale.
Wybraliśmy Bieszczady- ze względu na ich urok, piękno, ale i na lżejsze stoki, łagodne wzniesienia, gdzie damy radę spokojnie bez zajechania się, spacerować z psami. No i pojechaliśmy.
10 pięknych dni.
Zapraszam do krótkiej relacji i fotorelacji, dla wszystkich,
a zwłaszcza tych, którzy mówią, że z dużymi psami się nie da 😉